wtorek, 18 stycznia 2011

poniedziałek, 3 stycznia 2011

sadzawka

pryk

Kogo Alicja nie widziała, czyli ćwiczenia z represyjnej nieobecności

Nasz świat jest pełen niedoskonałości i coraz większej nieobecności człowieka, pełen problemów, strategii, teorii, pytań, na które przestaliśmy szukać odpowiedzi; odpowiedzi bez znaków zapytania, dróg, po których nie mamy już ochoty iść, podróży bez celu i celów w nadmiarze bez turystycznego działania. Rygoryzm społecznych oczekiwań wobec jednostki, mimo jej emancypacji, utrzymuje się na stałym poziomie. A w pewnych obszarach potrzeba „użyteczności społecznej”, za cenę indywidualnego szczęścia ciągle stanowi łup nie do pogardzenia, co bywa w pełen pogardy sposób demonstrowane w tym „najnowocześniejszym” z możliwych czasie.
A może to dobry czas na pozbycie się sztywności w oglądzie świata i rozumienia mechanizmów jego funkcjonowania. Potrzebujemy ponownie poszukać w sobie zdolności patrzenia na rzeczy z różnych stron. Potrzeba nam myślenia lateralnego (termin wprowadzony przez Edwarda de Bono), myślenia twórczego, by spojrzeć na rzeczywistość w sposób jak najmniej przekłamany.
To, co znaleźć można w rysunkach Mariusza Gutowskiego jest strategią niezgody na zadekretowane kłamstwo, badaniem relacji nad tym, co stanowi różnicę między wyretuszowaną wersją zdarzenia, a taką na „poziomie zero pisania”. Rysunki ze względu na swój zeszytowy format wyglądają dziecinnie, niewinnie, chwilami wręcz naiwnie. Przy pomocy narysowanych bohaterów Gutowski łapie w dzienniku chwile, które nie pasują do oficjalnej wersji życia. Istnienia w wersji 2.0. Egzystencja u Gutowskiego wygląda opresywnie, fizjologicznie, śmiertelnie niebeztrosko, a wreszcie niedziecinnie (mimo wielodzietności jego prac). Tutaj nie spotkasz demograficznej zimy. Największym wrogiem dziecka może stać się dorosły albo w najlepszym przypadku mamy tutaj dzieci, które mogłyby być ilustracją tezy Zygmunta Baumana, że w naszych czasach dziecko jest przede wszystkim przedmiotem uczuciowej konsumpcji 1. Mimo ironii autora można zauważyć, że w notatniku raczej mamy dowody na to, co Michel Houellebecq nazywa „poszerzaniem pola walki”. W obszarze społecznych aktywności jedyną jakością w uniformizującym się świecie jest zdobywanie pozycji zawodowej i władzy nad drugą osobą/ami. Do tego dochodzi jeszcze zmaganie się z cielesnością, bo przecież nie o uleganie niedoskonałości ciała tu chodzi. Tutaj trudno uciec w iluzję sztuki, w „piękny pozór”, tylko chce się wracać do życia w jego spektakularnej formule transmitowanej przez media.
Dzięki „ładowi” medialnemu łatwiej wypierać to, co dla nas niewygodne, nieestetyczne, niepasujące, nieprzyjemne. Przedrostek nie staje się ważniejszy od słowa podstawowego. Co może nie istnieć, niech w takim razie nie istnieje. To „nie-istnienie” polega raczej na ukrywaniu, na przemilczaniu, na zakłamywaniu, wymazywaniu. Bycie zastąpić nie-bytem, miłość nie-miłością a myślenie nie-myśleniem. Coraz częściej rzeczywistość zaczyna mieć charakter uproszczony, ujednolicony, spłaszczony i pozornie zindywidualizowany. Pomimo coraz większej liczby kanałów telewizyjnych, prawie każdy z nich pokazuje to samo.
To nie jest sztuka dekoracyjna, sztuka stosowana. To raczej pierwotne szukanie sensu w formie polowania. To rysowanie spekulatywne, które przejawia się zapisie obecności prawdziwego istnienia. Tak jak pisanie, o którym Roland Barthes pisał scribo: taciturio – pisanie milczkiem. Tak rysuje się, żeby docierać do rzeczy najprostszych, czających się w kąciku oka, odwołujących się do tego, co Walter Benjamin nazywał „nieświadomością optyczną”. Nie o odkrywaniu tajemnicy tutaj mowa, tylko o próby zbliżenia się do tego istnienia bolesnego i stawiającego nas na baczność. Jest w tych pracach niezgoda na fałszowanie tego, co najczęściej nam się przydarza. To, co jest, zamiast tego, czego nie ma. Nawet, jeśli prowadzi nas to do smutku, osamotnienia i rozpadu wszystkiego. Nawet, jeśli, może okazać się to dla odbiorcy śmiertelnie niebezpieczne. Pojawia się tu na pierwszym planie klęska istnienia albo człowiek, jako metafora egzystencjalna, jak nazwał to Jose Ortega y Gasset w pierwszym swoim eseju Medytacje o Don Kichocie opublikowanym w Madrycie w 1914 roku. Ludzie wrzuceni w istnienie, by użyć sformułowania Martina Heideggera, bez możliwości wyboru miejsca, imienia, dnia swoich narodzin jak i godziny śmierci. Narodziny – błąd największy, jaki nam spełnić kazano – powtarzał Artur Schopenhauer za Pedro Calderonem, a Emil Cioran mówił po prostu o niedogodności narodzin. Świat to raczej więzienie, w którym oddychać nam przychodzi oparami lęku.
Surrealistyczne prace Gutowskiego są demonstracją oporu przeciwko produkowanej masowo a następnie implantowanej ludziom tożsamości, oporu wobec wmawianiu nam społecznych dyspozycji człowieka, który ma być wyłącznie tworzywem społecznej struktury. Tym oporem będzie unikanie społecznych oczekiwań, odgrywania jasno określonych ról społecznych, potwierdzania znaczeń normatywnych i wtórnie naturalizowanych instancji realizujących społeczną „konieczność”. Postaci twórcy są z własnej, nieprzymuszonej woli wypisane z maszynerii dominującej rzeczywistości społecznej by, chociaż przez chwile uciec od dominacji władzy nad istnieniem oraz zawłaszczeniu ich ciał. Zrobić to, chociaż na chwilę by móc pomyśleć to, co naprawdę myślimy. W takim ujęciu życiowa ikonografia jawi się nam/jest „inna”, co może stanowić pretekst do rewizji wyobrażeń, które jak nam się zdaje są oczywiste, obiektywne i bezdyskusyjne. Byt przedstawiony jest niestatystycznie, chaotycznie, pokazując złożoność ludzkiej natury wzmocnioną zmiennością czasów. Tutaj człowiek to nie tylko jedna z „form”, skończoność, jasność i określoność tylko immanentna różnica poza całością.


Jak to być może tak wiele, w takich niewielkich rysunkach? Dla jednych może nie widać tego wystarczająco ostro lub walor ten jest zbyt wyostrzony. Tylko właściwie można by rzec tak, jak mawiała Julia Margaret Cameron: Co to jest ostrość? I kto ma prawo powiedzieć, jaka ostrość jest prawdziwą ostrością? Angielska fotografka przygodę z aparatem rozpoczęła się w 1864 roku. Miała 48 lat kiedy dostała od jednej ze swych córek i jej męża aparat fotograficzny. Może cię zabawi, mamo próba fotografowania podczas twojej samotności – wręczając prezent miała powiedzieć córka.
Rysunki na Papierze Mariusza Gutowskiego ze względu na rozmiar mogą przejść zupełnie niezauważone. A może próba poszukania pytań zabawi nas podczas Naszej zbiorowej nie-samotności i nie-bezradności. Aż będzie trzeba zobaczyć NIKOGO. Jak w Alicji w krainie czarów: Wyjrzyj na drogę i powiedz mi czy kogoś nie widać. [powiedział Król] Czy widzę kogoś na drodze? Nikogo! – rzekła Alicja. Ach żebym ja miał taki wzrok – powiedział z żalem Król. – Nikogo! Na taką odległość! Ja przy tym świetle widzę tylko tych, co istnieją.
Robert Brzęcki
__________________________
1 Zygmunt Bauman, Razem, osobno, tłum. Tomasz Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 132 
2 Lewis Carroll, Alicja w Krainie Czarów i Po drugiej stronie lustra, tłum. Robert Stiller,Wydawnictwo "Alfa",Warszawa 1990, s.190
 



                               Whom Alice did not see, or an exercise in repressive non- attendance 
           
              Our world is full of imperfections and an increasingabsence of humans, full of problems, strategies, theories,questions to which we have stopped looking for answers; answerswithout question marks, roads, along which we no longer wish towalk, journeys without a destination and many destinationswithout any tourism. The rigour of society’s expectations of theindividual, regardless of emancipation, remains at a constantlevel. In certain spheres the need for "social usefulness", atthe cost of individual happiness is still a prize not to bescorned, though this does scornfully occur in these "most modern" of times.
Perhaps this is a good moment to get rid of the rigid waythe world is viewed and the understanding of the mechanisms ofits functioning. We need to find in ourselves the talent to seethings from different sides. We need lateral thinking (a phraseintroduced by Edward de Bono), creative thinking, to see reality as truthfully as possible.
In Mariusz Gutowski’s drawings it is possible to find astrategy of disagreement with the decreed lie, an investigationinto what is the difference between the touched-up version of theevent, and the version with "zero writing". The drawings, due totheir exercise book format seem childlike, innocent, at timeseven naive. Thanks to the heroes drawn Gutowski catches momentsin the journal which do not match the official version of life.Life in Gutowski’s Existence version 2.0 seems oppressively,physiologically, fatally not-careless, eventually not-childish(despite the multiples of his work). There is no demographicwinter here. The biggest enemy of a child could be an adult, orin the best case scenario there are children here, who couldillustrate Zygmunt Bauman’s theory, that in our times a child isabove all an object of emotional consumption. Despite theauthor’s irony we notice that in the notebook we have proof ofthat which Michel Houellebecq calls "a widening of thebattlefield". In the sphere of social activity the only qualityin the uni-forming world is career and power over another/others.To add to this there are also problems with corporeality, as thisis not about succumbing to bodily imperfections. It is difficultto escape into the illusion of art, into the "beautifulpretence", one just wants to return to life in the spectacular formula transmitted by the media. Thanks to the media "order" it is easier to deny that whichis, for us, uncomfortable, aesthetically displeasing, not-matching, unpleasant. The prefix becomes more important than the root word. What can not exist, then let it not exist. This "non-existence" depends rather on hiding, on being silent, lying,erasing. Swap existence for non-existence, love for not-love andthinking for not-thinking. More and more often reality begins tohave a much simpler character, uniform, flat, and seeminglyindividualised. Despite the increasing number of tv channels,nearly all of them show the same. This is not decorative art, applied art. It is rather aprimal search for sense in the form of hunting. This isspeculative drawing, which is exhibited in the presence of realexistence. As Roland Barthes wrote scribo: taciturio - writingin silence. This is how to draw in order to reach the most simplethings, which hover in the corner of the eye, referring to whatWalter Benjamin called "the optical sub-conscious". This is notabout unveiling a secret but about the attempt to get closer tothis painful existence which keeps up on our toes.In this work there is disagreement with faking that whichoccurs most often. That which is, instead of that which is not.Even, if this leads us to sadness, loneliness and everythingfalling apart. Even, if it that turns out to be fatally unsafefor the viewer. At the forefront there is the disaster ofexistence of man, as an existential metaphor, as Jose Ortega yGasset named it in his first essay The Meditations of Don Kichotpublished in Madrid in 1914. People thrown into existence, touse Martin Heidegger’s phrase, with no chance to choose where,their name, the date of their birth or the time of their death.For man’s greatest crime is to have been born - as ArturSchopenhauer said after Pedro Calderon, and Emil Cioran spokesimply of the inconvenience of birth. The world is rather aprison, in which we breathe the vapours of fear. 
How is it possible that there is so much in such not-bigdrawings? For some may not see this clearly enough or this valueis too sharp. It is really only possible to say, as did JuliaMargaret Cameron: What is sharpness? And who has the right tosay, which sharpness is the true sharpness? The Englishphotographer began her adventure with the camera in 1864. She was48 years old when she received a photographic camera as a giftfrom her husband and daughters. Perhaps you’ll find itentertaining, mother, trying to take photographs when you arelonely - her daughter is reported as saying on giving her the present. Mariusz Gutowski’s drawings on paper, due to their size, canpass completely unnoticed. Although perhaps the search willentertain us during our joint not-loneliness andnot-helplessness. Until it will be necessary to see NO ONE. Justas Alice in Wonderland: Look out into the road and tell me if you see someone [said the King]. Can I see anyone in the road? NOONE. - replied Alice. Oh, if only I could see so well - said theKing sadly. - No one! Over such a distance! In this light I can only see those, who really exist.
 
                                                                                                Translated by Joanna Haracz-Lewandowska